Moje miasto nie jest miastem ze snu jak Wenecja,
która igra z jawą, jakby nie była z tego świata, ale sen
ją przyniósł, by za chwilę rozwiać. I podróżny patrzy
okiem zachwytu, bojąc się, że sen minie i rozpłyną się
kształty gmachów, mostów, wież, pozostawiając tylko
pamięci ulotny obraz snu o mieście, którego nie może
być w jawie.
Moje miasto nie rozkwita wielkim kwiatem, którego
płatkami są gmachy, jak Florencja. Nie ma w nim bieli
i czystego uroku lilli z kamieni, tryskającej z zieleni
kształtem, przed którym słowa klękają.
Moje miasto nie jest miastem rzeźbą doskonałości
jak starożytne Ateny, Ateną mądrą, stojącą na radość
pokoleń ; nie jest Rzymem, miastem miast, w którym
spotkały się różne style, by harmonijnie uroczystą
melodią połączyć swe wrogie sobie głowy w jeden
hymn uroczysty, jednolity, jakby z jednych ust wytryskała.
A przecież będę chwalił moje miasto. Jest ono proste
jak mój ojciec. Oczy jego są otwarte dniem i nocą,
bo moje miasto jest miastem warty. Dłoń jego jest
otwarta jak dłoń żołnierza, bo moje miasto jest miastem
walki przez wieki. Stopy mego miasta są powolne, bo
moje miasto jest miastem ładu i prawa. Płuca mego
miasta słyszysz w mym oddechu, a tętno jego krwi
w rytmie mych słów. Dotykając jego kamieni, jakbym
własnego ciała dotykał, słuchając jego tłumu, jakbym
sam siebie słuchał, rozmawiając z nim, jakbym sam
z sobą rozmawiał.
Nie szukaj w moim mieście szczebiotu i śmiechu.
Moje miasto jest miastem powagi. Nawet śpiew mego
miasta jest surowy. Nie szukaj w moim mieście krzyku.
Usta mego miasta są małomówne w szczęściu i nieszczęściu.
Nie szukaj w moim mieście tańca. Stopy
mego miasta są stopami straży.
Nie szukaj w nim innych miast i ich echa.
Miasto moje jest sobą i chce sobą pozostać. Chwalę
piękno surowe tego dumnego potwierdzenia siebie,
które nie lży innych, ale ze wzgardą odrzuca lżenie
innych.
Nie bój się w moim mieście. Moje miasto nie jest
skrytobójcą ani złodziejem. Moje miasto jest miastem,
które nie gardzi prawdą, nie drwi z cnoty, nie szydzi
z porażki.
Ulice jego są proste jak prawdomówność, place
jego są otwarte jak uczciwość, rynki jego są bezpieczne
jak pokój.
Przejdź się jego szarymi ulicami, porozmawiaj z ich
prostym kształtem, a jakbyś dłoń pomocną uchwycił.
Nie daj się zwieść opryskliwości murów i geometryczności
ulic i placów — poza nimi jest życzliwość. Nie
przeraź się szarością jego gmachów, oschłością jego
bram i chłodem jego okien i drzwi — poza nimi jest
zaufanie.
1959
Zdjęcie: Justyna Szadkowska